KTO WIE MOŻE KIEDYŚ COŚ Z TEGO BĘDZIE
Rozmowa z...
Tajemnica - Babilon Wielki
Rozmowa z...
W
życiu każdego obywatela przychodzi taki moment, że państwo
go potrzebuje i trzeba mu poświęcić czas, zdrowie a często
bywało - życie.
Jest w naszej tradycji, że w pierwszym szeregu jego obrońców
stawała młodzież. Mamy w historii Rzeczypospolitej szereg
przykładów bohaterskiej młodzieży, która walcząc i ginąc
ratowała istnienie kraju.
Nasze pokolenie żyje w czasach pokoju, które jakby się wydawać
mogło nie wymagają takich poświęceń. Jednak nie jest nam
obcy ferwor walki w którym jeden błąd może spowodować
kataklizm.
.....Zanim wszedłem do gabinetu w którym od zawsze przyjmował
profesor Whaik, wykonałem cały szereg czynności technicznych ,
które to miały dopomóc mi w zdaniu egzaminu. Mam tu na myśli
stanięcie krzyżem, zaciśniecie z całej siły pięści ,ściągnięcie
pośladków i wypowiedzenie magicznej formuły: kurwa , kurwa ,
kurwa . Po odprawieniu tych że guseł, z nową nadzieją w sercu
nacisnąłem klamkę i przestąpiłem próg gabinetu.
Proszę usiąść - usłyszałem słowa jednak nie śmiałem
podnieść głowy w celu zobaczenia kto je wypowiada, wiedziałem
to bez konieczności spotkania się z jaszczurczym spojrzeniem
mojego ciemiężyciela.
Proszę mi powiedzieć - co pan rozumie przez permanentnie
zintegrowany aseparatywny - może inaczej -zunifikowany system,
którego immanentnym imperatywem jest cyrkulacja towarów i
informacji?
Cooo? -wykrzyknąłem! oczywiście w myśli i nie wiem dlaczego w
mojej wyobraźni natychmiast ukazał się ten znany chyba
wszystkim dokumentalny obraz z wybuchu bomby atomowej. Moja twarz
musiała wyrażać coś wstrząsającego bo Whaik zaczął przyglądać
mi się z coraz większym zainteresowaniem.
- Cooo? - tym razem to powiedziałem
- słucham?
w panice zacząłem zbierać myśli
- Cooo? - cholera znowu to powiedziałem ale to kretyńskie "co"
było jedyną rzeczą jaką mogłem w tym momencie z siebie
wykrztusić
- Czy pan zrozumiał pytanie? - usłyszałem poirytowany głos
dobiegający jakby z próżni
- tak, tak oczywiście -powoli zaczęło wracać opanowanie.
Tylko co tu powiedzieć? - wydaje mi się, eee że chodzi panu o
aseparatywny ,zunifikowany permanentnie system logistyczny którego
immanentno -imperatywną sferę stanowi cyrkulacja towarów i
informacji. Nonszalancja z jaka szafowałem tymi dopiero co usłyszanymi
terminami przeraziła mnie i nie muszę chyba dodawać, że ni
cholery nie wiedziałem o czym mówię.
- Whaika chyba trochę zdziwiła moja odpowiedź bo zamknął leżącą
przed nim teczkę i patrząc mi czujnie w oczy zapytał - czy mógłby
pan podać jakiś paradygmat obrazujący miejsce logistyki w
przedsiębiorstwie?
Co para co ?? Co on znowu chce ode mnie? odpowiedziałem dobrze
czy źle - zaczęła ogarniać mnie przemożna chęć zerwania się
z krzesła dobiegnięcia do drzwi i ucieczki z tego
klaustrofobicznego pomieszczenia. Jednocześnie naprawdę nie wiem dlaczego
wypaliłem "clara non send interpretante" - Jezu po co ja to
powiedziałem? Co to w ogóle znaczy? Mimowolnie zacząłem wycierać
spocone dłonie o nogawki spodni. Po co wyskoczyłem z tą łaciną -
teraz dopiero się wścieknie, że niby go przedrzeźniam
CO? - tym razem zapytał z niedowierzaniem Whaik
no właśnie co? Pomyslałem. Co ja najlepszego powiedziałem. Nie drażni się
lwa kiedy siedzi się z nim w jednej klatce
clara non sent interpretante - ciągnąłem dalej tę samobójczą
grę z nadzieją, że słowa przeze mnie wypowiadane mają
jakikolwiek sens.
- w sumie ma pan rację - przytaknął mi Whaik- ale w takim
razie, czy nie sądzi pan że paralernie, synergiczna rzekł bym
bilateralnie powiązana inherentna konsolidacja, na styku
egalitarnych w stosunku do siebie logistyki i marketingu, nie
tylko nie deprecjonuje ale nawet nobilituje takie podejście w
nowoczesnym zarządzaniu, którego to paradygmatu afirmacją może
być coraz powszechniejsze jego zastosowanie?
Zimny pot spływał mi po plecach. Po chwili ogarnęła mnie fala
ciepła która zapoczątkowana w palcach u stóp szukała ujścia
uderzając do głowy, jednocześnie z niedowierzaniem usłyszałem
własne wypowiadane słowa:
- W ostatnich latach w sensownie zorganizowanych przedsiębiorstwach,
zauważalna jest tendencja do eksponowania znaczenia
marketingowych aspektów logistyki bez deprecjacji permanentnie
zintegrowanego systemu logistycznego, która to tendencja może być
afirmacją paradygmatu, mówiącego o tym, że jedynie bilateralnie
synergiczna, inherentna konsolidacja na styku marketingu i
logistyki w sposób nie epifenometyczny koreluje z sukcesem
przedsiębiorstwa, na ciągle zmieniającym się rynku, na który
piramidalny wpływ mają światowe megatrendy takie jak - i tu
zacząłem wymieniać:
-internacjonalizacja rynków
-indywidualizacja preferencji
-przewartościowanie świadomości ekologicznej
Whaik był mój, mój na zawsze. Widziałem to w jego oczach w których
czaiła się radość. Radość porównywalna jedynie z tą, jaką odczuwa
Polak na orbisowskiej wyciecze gdzie w San Marino sprzedawca w
monopolowym mówi mu po polsku " dzień dobry". W końcu
zrozumiany. Ta wypowiedziana w sposób stanowczy, jednym tchem
odpowiedź sprawiała, że byłem w tym ulotnym momencie nagrodą
za długie noce spędzone nad "słownikiem wyrazów obcych"
,wysłuchany i jak sadził w końcu zrozumiany . Podobny Sokratesowi
, Jesusowi miał już swojego pierwszego ucznia, apostoła.
- nie sądziłem, że spotkam tutaj wśród studentów tak
wprawnego interlokutora - jego prawa ręka Whaika balansowała między
sercem a sufitem. Zrobił pauzę oczekując jakiejś mojej błyskotliwej
odpowiedzi jednak ta nie padła. Nie byłem pewien tego
interlokutora wolałem siedzieć cicho.
- cieszy mnie to niezmiernie - dodał - mam nadzieję, że jest
jeszcze czas aby przepisać pana do mojej grupy seminaryjnej.
.....Kiedy wychodziłem z gabinetu obległa mnie grupka tych co
egzamin mieli jeszcze przed sobą
- i jak ? o co pytał? ciężko ?
- spoko luzik ,nie ma czym się przejmować - i poszedłem do
łazienki wylać sobie wiadro zimnej wody na głowę a potem trzy
dni wakacji.
SŁOWNICZEK-dla tych co nie załapali:
Permanentny - nieprzerwanie trwający ; ciągły
, ustawiczny
aseparatywny - zespolony , nierozerwalny
zintegrowany- zescalony
zunifikowany - połączony
immanentny - wewnętrzny nie wychodzący na zewnątrz
imperatyw - wewnętrzny nakaz
paradygmat - przykład , wzór
'clara non send interpretante' - oczywistości się nie tłumaczy
paralerny - równoległy
synergiczny - współdziałający z innym
bilateralny - korzystny obopólnie
inherentny - nierozłączny
konsolidacja - zjednoczenie, zespolenie
egalitarny - dążący do zrównania
deprecjonować - obniżanie wartości
nobilitować - podwyższanie wartości
afirmacja - potwierdzenie
epifenomen - zjawisko towarzyszące innym zjawiskom ale nie mające
na nie wpływu
korelacja - wpływ jednego zjawiska na drugie
piramidalny - gigantyczny
internacjonalizacja - umiędzynarodowienie
indywidualizacja - proces kształtowania się cech swoistych
jednostki lub zbiorowości
interlokutor - rozmówca
*Jakakolwiek zbieżność sytuacji lub nazwisk
jest czysto przypadkowa
.
.
.
Tajemnica - Babilon Wielki
Mrok otaczał go i pochłaniał. Bał się ciemności od czasu gdy koledzy dla kawału zamknęli go w ciemnej piwnicy i przez dwie godziny wsłuchiwał się w odgłos swojego oddechu. Tym razem jednak nie czuł strachu. Posuwał się w półmroku po omacku poszukując drogi. Martwe kikuty drzew przytłaczały swoją powagą. Tak jak wtedy w piwnicy nie dochodził do niego żaden dźwięk, tylko odgłos przyspieszonego oddechu. Zimny przejmujący wiatr popychał go do przodu wskazując kierunek podróży. Stąpając po omacku deptał owoce nie zebrane podczas jesieni teraz powlekała je cienką warstwa lodu krusząca się jak cukrowy lukier pod ciężarem stóp. Z każdym krokiem potęgowało się w nim poczucie tego, że podąża we właściwym kierunku z każdym krokiem czuł zbliżające się rozwiązanie niewiadomej która starał się zgłębić już od dawna [...]
.....Tego zimowego wieczora wszystko wydawało się mokre, szare do pyłu i ostateczne. Latarnie uliczne dawały mizerne światło na ulice. Cienie skulonych przemarzniętych prostytutek mieszały się z wyzierającą ty i ówdzie szaro-zgniłą trawą. Przechodnie przechodzili nie rozglądając się na boki patrzyli pod nogi w obawie przed upadkiem na wyłaniającym się z pod śniegu lodzie. Z daleka słychać było wycie syreny karetki, choć ze względu na charakter dzielnicy bardziej prawdopodobne, że była to policja.
W tym natłoku brzydoty i zaniedbania ulicą szły dwie skulone postanie. Nie wyróżniały się niczym od otoczenia: szara kurtka, szara sukienka z pewnością zbyt cienka jak na te porę roku. Mężczyzna miał na sobie szary zniszczony płaszcz, niebieskie spodnie brudne od błota, które przywarło do materiału w wyniku szybkiego kroku. Oboje wtuleni byli w szale, zasłaniające szlachetne rysy.
- szybciej nie możemy się spóźnić - ponaglał mężczyzna raz po raz delikatnie lecz stanowczo popędzając dziewczynę, która i tak nadążała za nim ostatkiem sił.
Nie był człowiekiem złym, choć może był zły w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Bo czy nie jest pozbawionym uczuć brat handlujący ciałem własnej siostry. Jednak to jedyne co im pozostało jeżeli nie będą potrafili poświęcić ostatniej kropli swojego człowieczeństwa stracą możliwość wpływania na swój los, a to oznacza śmierć. Tak bardzo kochał siostrę, że potrafił sprzedać jej świętość, odebrać delikatność jej dziewczęcość i rzucić na targ. Rozumiał, że miłość już nie będzie jej udziałem, że powinien cos zrobić by do tego nie dopuścić ale karty zostały już rozdane a stawka gry ustalona.
Zacisnął ręce w wytartym płaszczu mimowolnie dotykając ukrytego tam rewolweru, chłód stali zmroził go jeszcze bardziej, postawił kołnierz i przyspieszył krok.
Co stanie się jeśli się załamie jeśli do tego nie dopuści.
Czy znajdzie w sobie dość siły aby powiedzieć tak kiedy całe jego ciało jego dusza, cała jaźń krzyczeć będzie NIE . Skręcili w uliczkę która niespodziewanie wyrosła na ich drodze kolejny zakręt - o jeden mniej.
.....Minęli bar który chyba dla żarty nosił nazwę "łaźni tureckiej" wylało się z niej pięciu zalanych w trzos mężczyzn krzycząc w takt jakiejś melodii o tym, że nigdy nie był twój". Mijając ich umilkli tylko po to, by po chwili wykrzyknąć ze zdwojona siłą. Zataczając się, obejmując i zapewniając o swojej przyjaźni zginęli po drugiej stronie horyzontu.
Śnieg raz po raz opadał na spocony kark mężczyzny, a serce swoim łomotem oznajmiało całej swojej ulicy o przejeździe tego oryginalnego konduktu.
Nie wiem jak dotarł po wyznaczony adres. Wizytówka informowała ze znajdują się przed drzwiami mieszkania T. Dragassa. Ze środka dobiegał melancholijny, hipnotyczny dźwięk gramofonu "nigdy nie był twój" do znudzenia śpiewała zacięta płyta. Mimo tych wszystkich dźwięków zapanowało niemal namacalne milczenie, które przerwało delikatne pukanie - dziewczyna wiedząc, że bratu nie starczy odwagi zapukała. Gdy usłyszała głuchy dźwięk uderzeń sama zdziwiła się, że to robi. To była jedna z tych decyzji w których wypowiada się słowa i samemu słyszy się wypowiadane jakby przez kogoś innego sylaby.
Poraziła ich światłość jaka zapanowała po otwarciu drzwi. Jednak było to sztuczne jarzeniowe światło - przemknęło mu przez myśl, że przecież nic nie rośnie przy świetle jarzeniówek. Minęła krótka chwila nim zaślepione oczy przyzwyczaiły się do blasku.
Oczom ich ukazał się rosły mężczyzna mógł mieć dwadzieścia pięć jaki i równie dobrze trzydzieści pięć. Górował nad nimi niemal o głowę. Sucha twarz przywodziła na myśl mumie egipskich faraonów odgrzebanych po tysiącach lat i po raz pierwszy wystawionych na promienie światła. Rosły w barkach stał twardo na nogach nie dając żadnej nadziei sprzeciwu.
- jest dwadzieścia trzy po szóstej spóźniłeś się czterdzieści minut - powiedział głosem tak niskim, że można by przysiąc, iż pod naporem wypowiadanych słów zadrżały szyby w oknach kamienicy.
Dragass odsunął się dając możliwość przejścia dziewczynie. Jej towarzysza pozostawiono na wycieraczce nie dano mu możliwości powiedzenia tak lub wycofania się. Drzwi zatrzasnęły się niepowstrzymane.
.....Stal przez chwile w ciszy i osamotnieniu.
- dlaczego nie płaczesz - dobiegł go głos z mroku.
Myślał, że się przesłyszał więc zignorował słowa.
- dlaczego nie płaczesz - powtórzyła wyłaniająca się z mroku postać
- bo jeszcze nie wiem czy żałuję - zabrzmiała odpowiedź - nie wiem czy... czy... nic nie wiem - załamał ręce i zwiesił głowę.
- Więc ja ci powiem - odparł nieznajomy- w tym mieście ludzie żyją według schematów. Rodzicie się nagle, jesteście wychowywani i uczycie się po to by w przyszłości móc się targować. Dobieracie się w wyniku zawiłych negocjacji i obrzędów. Wychowujecie potomstwo po to by dbało o wasza starość i umieracie. Wszyscy wyznajecie tą samą religie i powielacie ten sam szablon - jesteście żałosni każdy z was widzi inną drogę ale żaden nią nie pójdzie bo boi się wyrwać z szeregu. Boicie się decydować w sposób samodzielny o swoim życiu a przede wszystkim o swojej śmierci. Ostateczność zaskakuje was w łóżkach albo na ulicach ale zawsze jest zaskoczeniem nigdy nie przychodzi na zaproszenie. Przez waszą bierność jesteście tylko niewolnikami : losu, czasu i przypadku.
Słowa rozchodziły się w mroku pozostawiając po sobie tylko pustkę ciszy tak jak by wcześniej nic nie zachwiało powietrzem.
- kim jesteś? - zapytał mężczyzna - zrobię co każesz.
- wiem po to przyszedłem - dotarł do niego głos odchodzącego nieznajomego.
- kim jesteś? - lecz natychmiast zrozumiał swój błąd i ponowił pytanie - kim byłeś?
- teraz już wiesz - dobiegła odpowiedz z mroku.
Duża kryształowa kropla uwolniła się z uwięzi i zmieszała się z kurzem kamienicznej podłogi
.....Gdzieś na nocnym mieście zegar wybił równą godzinę. Ze wszystkich katów natychmiast powychodziły cienie. Mrok oblepił go, przywarł do niego jak przywiera mucha do pajęczej sieci. Nie chciał się bronić. Teraz już mogło mu być wszystko jedno.
Czarne żylaste dłonie porwały go i cisnęły przez otwarte okno. Myślał, że spadnie i roztrzaska się na bruku, jednak grawitacja zakpiła sobie z niego. Na nocnym niebie pojawiła się nowa świadomość punkt zaznaczający swoja obecność po przez ruch. Leciał z wyprostowanymi rękoma ponad dachami domów przyglądając się zgniliźnie tego plugawego miasta. Na ulicach stały kobiety mizdrzące się do przechodzących mężczyzn. Zachwalały swoje atrybuty, pokazywały z pod spódnicy foremne ukształtowane łydki. Każdy z potencjalnych klientów był możliwością której nie można było zmarnować. Oferowały swoją szybka miłość bez pasji i namiętności, za niewielkie pieniądze czasem za płonna obietnicę stateczności a kiedy indziej wystarczał ciepły posiłek. Mężczyźni przechodzili, patrzyli. Jedni uśmiechali się inni uchylali cylinder, wybierali ten jarmarczny towar. Choć rozglądał się nigdzie nie mógł znaleźć utopionego w rynsztoku pęku żółtych kwiatów.
- a na czole jej było imię napisane : Tajemnica, Babilon Wielki, matka wszeteczeństw i obrzydliwości ziemi - zabrzmiał znajomy głos w jego głowie.
Zatracił już cel i początek swojej podróży. Stracił zainteresowanie, bierność była jedynym uczuciem jakiego doświadczał. Nie było zimna nie było strachu i zagubienia, nie było imion ani nazwisk. Była jedynie odrętwiała aprobata.
.....Nikt nie zauważył, że w kamienicy pod numerem 461 cos się wydarzyło, tylko gołębie gwałtownie sfrunęły z dachu nie wiadomo czy przestraszone wystrzałem czy spiesząc się na rynkową stołówkę.
---------------------------------------------------------
Esseje
polityczne
W
iersze
|